sobota, 15 listopada 2014

Rozdział I

Dwa miesiące później

Od czasu nikt w Hogwarcie nie słyszał głośniejszego dźwięku od gwizdka kończącego trasę Hogwart Expressu. Dziewczyna o bardzo ciemno brązowych włosach i o wielkich, odziedziczonych po ojcu czarnych oczach wyjrzała przez okno pokoju Gryfońskich dziewcząt. Z daleka zobaczyła czerwoną ciuchcię która zawsze kojarzyła się uczniom z rokiem niezapomnianych przeżyć w szkole magii. Efekt ten nieznacznie popsuły, prawdopodobnie niezrównoważone psychicznie szemrane typy w czarnych ubraniach krzyczące z pasją na wszystkich uczniów w wieku od jedenastu do czternastu lat. Resztę studentów Hogwartu szemrane typy zabawiały tylko popychaniami i kopniakami doprowadzającymi ów typów do spazmów. Sami adresaci kopniaków nie byli za bardzo zachwyceni. A pomyśleć, że to fachowa obsługa z wieloletnim doświadczeniem...
   Tak... Dla Ruth Raven, a właściwie Snape, rozpoczynał się właśnie najtrudniejszy okres w życiu. Miała ujawnić przed całą szkołą swoje prawdziwe nazwisko i jak tchórz zmienić dom, tylko po to, aby kiedyś móc uratować kogoś od Cruciatusa, albo od jakiejś innej klątwy. Bo co innego mogłaby zrobić zdrajczyni skazana na wieczne noszenie maski?
   Ruth rozejrzała się prawdopodobnie ostatni raz w jej życiu po Gryfońskiej kwaterze. Czerwone, co roku skrócane zasłony (nie trzeba nadmieniać z jakiego powodu) nadawały pomieszczeniu domowy nastrój, a piecyk postawiony na środku pokoju w zimne dni niewątpliwie zbliżał do innych uczennic.
  Ruth spojrzała na swój zegarek z planetami. Chwilę później w pokoju wspólnym Gryffindoru nie został po niej nawet cień. Ojciec kazał jej przybyć 15 minut przed rozpoczęciem. Było za 12. Snape nie tolerował niesubordynacji. Ruth Raven miała kilka okazji aby się o tym przekonać. Raz w pierwszej klasie musiała spać przez tydzień w bibliotece. Poza twardą podłogą wszystko odpowiadało dziewczynie. Ruth uwielbiała bowiem przesiadywać pośród książek ze świata czarodziejów, jak i ze świata mugoli. Uciekanie do czarno-białego świata liter było dla niej idealnym sposobem na chęć szukania na własną rękę odpowiedzi na pytania. A pytaniem które dręczyło Ruth Raven najczęściej było: "Która dorosła przedstawicielka płci pięknej była w stanie zakochać się w moim ukochanym tatusiu, profesorze Severusie Tobiaszu Snape'ie?"
   Gdy doszła do Wielkiej Sali (lub tego, co po Wielkiej Sali zostało) zamiast tradycyjnego "Witaj", Ruth została obdarzona serią morderczych spojrzeń od ojca. Za Severusem stało jeszcze kilku przyszłych "nauczycieli", więc dziewczyna zrobiła to, co nakazywała robić nowa etykieta Hogwartu - schyliła głowę i cicho, niczym duch podeszła do Snape.
 - Wilkes, Selwyn - każde "s" w wypowiedzi Severusa zmieniało się w wielkiego węża pełzającego po całej sali, szukającego uszu zebranych. - Jesteście tego nieświadomi, ale właśnie spotkał was swego rodzaju zaszczyt. Jesteście pierwszymi osobami, nie liczą Czarnego Pana, które poznają mój skrywany przez szesnaście lat sekret. Oto moja córka - Ruth Snape. Do oficjalnego ogłoszenia nazywa się Raven. Jest na Liście Specjalnej, więc macie ją traktować z należytym szacunkiem.
   Snape gdy tylko miał chwilę czasu opowiadał Ruth o "nowościach" w Hogwarcie. Wśród tych "nowości" znajdowała się Lista Specjalna. Był to spis uczniów którzy byli dla Śmierciożerców szczególnie ważni, lub których poinformowane rodziny, mające wpływ na przebieg wojny i oczywiście stały po "odpowiedniej" stronie barykady, miały dość pieniędzy na wykupienie swoim dzieciom miejsca na ów liście. Córka Snape wiedziała, że oprócz niej znajdował się na niej również Draco Malfoy, Pansy Parkinson, Syn Theodora Notta, cała masa Ślizgonów i tylko jedna Krukonka. Żadnego Puchona a tym bardziej Gryfona. Bycie na Liście Specjalnej oznaczało mniej przyjętych klątw, lepsze kwatery, czasami przywilej zjedzenia obiadu z "nauczycielami" oraz nauczycielami, a nawet spojrzenie w oczy obecnemu największemu czarnoksiężnikowi na świecie - Voldemortowi. Snape powiedział córce, że jeśli odpowiednio dobrze zagra wredną a zarazem posłuszną Ślizgonkę, wizyta u wiadomego czarodzieja potrwa szybko i w miarę bezboleśnie, a oboje zyskają łaski u Czarnego Pana. Jednocześnie zapewnił ją, że Ruth nie może liczyć na wymiganie się ze spotkania. Teraz musieli się trzymać planu opracowanego jeszcze przed jedenastymi urodzinami dziewczyny.    Wilkes i Selwyn prawdopodobnie teraz wyrabiali sobie pierwszą opinię na temat córki nowego dyrektora. Ruth uniosła lekko głowę, ale jej oczy cały czas były wlepione w małe, czarne pantofelki, podarowane jej przez ojca na urodziny.
- No cóż... nie brzydka... Status?
- To chyba pytanie retoryczne, Selwyn. Oczywiście, że czysta krew!
   Wersja o swojej matce, której to wersji miała się trzymać Ruth, mówiła, że jeszcze w szkole Severus poznał uroczą arystokratkę wilę o imieniu Anastasia Kalton. Nietoperz z lochów szybko dał się jej oczarować. Dalej miał dopowiadać Snape. Oczywiście, Ruth wiedziała że wszystko było tylko stekiem bzdur, ponieważ jej ojciec uodpornił się na urok wil, po poznaniu dziwnej kobiety (o jeszcze dziwniejszym nazwisku), tuż po pierwszych urodzinach Ruthi. Brązowowłosa miała w głowie bardzo niewyraźny obraz uroczej kobiety wchodzącej pewnego dnia do gabinetu Severusa. Ta piękna blondynka już nigdy więcej nie zawitała w Hogwarcie. Prawdopodobnie nie żyła.
- A dom, Severusie?
- Wilkes! Selwyn! Czy wy już do reszty zgłupieliście?! To są, mam nadzieje, pytania retoryczne?!
    Nikt nie zdołał odpowiedzieć na to pytanie. Ruth, aby wywrzeć jeszcze lepsze wrażenie na "nauczycielach" podeszła grzecznie do drzwi Wielkiej Sali.
 - Nie, Ruth. Nie będziesz dzisiaj nikomu otwierać drzwi, ani nikomu usługiwać. Zajmij miejsce obok mnie i razem ze mną otwieraj nowy rok szkolny...
    Zanim jeszcze nie weszła na schodki prowadzące kiedyś do stołu nauczycielskiego i mównicy Dumbledora, wielkie drzwi cicho zgrzytnęły, pod wpływem zaklęć kilku czarodziei w czarnych szatach. Najpierw szybkim krokiem do sali wkroczyli Śmierciożercy, potem starzy nauczyciele, a na końcu do sali wlało  się pięć grup lekko przestraszonych, lub nieświadomych uczniów. Każdy z nich miał schyloną głowę i każdy miał idealnie zsynchronizowane kroki z osobą z przodu. Ruth odniosła wrażenie,że Śmierciożercy mają wpływ nawet na bicie ich młodych serc. Straszna myśl...
  Gdy uczniowie stanęli, głos zabrał córka Snape'a zajęła miejsce w grupie Ślizgonów.
- Uczniowie... - głos Severusa brzmiał jeszcze donośniej niż zwykle. Ciekawe, czy było to spowodowane poczuciem wyższości, czy może każdy dyrektor zdobywa taką umiejętność 1 września? - Dla niektórych z was szkoła ta jest zupełnie znajomym budynkiem... Dla niektórych, właśnie zaczyna się edukacja w świecie magii... Młodszym uczniom powiem tylko tyle: Nawet nie myślcie, że w tym miejscu znajdziecie szczęście i miłość. Znajdziecie tutaj cierpienie i nauczycie się z nim walczyć. Zostaniecie poddani klątwom, które będą wam się śnić i zmierzycie się z takimi zadaniami, które poddadzą was, jakby to zgrabnie ująć, selekcji naturalnej. - Snape przerwał na chwilę, aby spojrzeć, czy pierwszoroczni czują dostateczny respekt. - Do starszych uczniów: Zapomnijcie o latach spędzonych tutaj. Zapomnijcie o przyjaciołach. Przypomnijcie sobie tylko klątwy i najgorsze zaklęcia. Tylko to teraz wam się przyda...
   Reszta nie była tak bardzo przestraszona, ale widać było, że słowa Severusa zakradły się w najgłębsze zakamarki ich serc, aby któregoś dnia pozostawiły po sobie ogromne szkody.
- Teraz nastąpi krótki przydział do domów. Wilkes! Selwyn!
    Jeden z nich wyjął z kieszeni podpalony w niektórych miejscach kawałek pergaminu, a drugi prawdopodobnie Tiarę Przydziału. Trudno było ocenić, który przedmiot był bardziej wymięty i zniszczony. Inny Śmierciożerca przeciągnął przez całą salę mały stołeczek. Dźwięk jaki temu towarzyszył wywołał w Ruth Raven jednocześnie strach, odrazę i coś, co się nazywało rozbawieniem. Gdyby nie miejsce w którym się znalazła i okoliczności jakie towarzyszyły w tym roku rozpoczęciu, panna Raven napewno dostałby nagłych skurczy przepony, zwanych potocznie śmiechem. Do stołka powoli podchodziły wyczytane jedenastolatki. Ruth rozglądała się dyskretnie po sali szukając trzech wyjątkowych osób - genialnej dziewczyny, piątego dziecka Weasley'ów i Chłopca Który Przeżył. Ruthi znała Hogwardzkie Trio dosyć dobrze. Podczas dyktatury Umbridge uczęszczała na lekcje Obrony prowadzone przez Pottera. Przez chwilę miała szansę zostać aktywnym członkiem Zakonu Feniksa, jednak Severus uznał, że Ruth nie może brać udziału w misjach. Musiała przecież zdobyć zaufanie Voldemorta, a nie udałoby się to po zdemaskowaniu przez Śmierciożerców.
   Jeśli Potter, Weasley i Granger byliby na sali, na pewno nie staliby razem z resztą Gryfonów. To było pewne. Byli na to za mądrzy. Mogli też zaszaleć i uwarzyć Eliksir Wielosokowy. Tylko w kogo mogli się zmienić?
   Poszukiwania Ruth mogło przerwać tylko jedno nazwisko przeczytane przez Selwyna lub Wilkesa.
- Potter... Brian...
   Wiele osób na świecie mogło się nazywać Potter. Wiele osób mogło się nazywać Harry Potter. Ale dlaczego istnieje jeszcze jeden Potter-Czarodziej, albo, dlaczego następny Potter-Czarodziej zawitał do Hogwartu?  Szepty uczniów uciszyło jedno "CISZA" Dyrektora. Na środek sali wyszła wysoka, ubrana w czarną, koronkową sukienkę kobieta. Burza ciemnych loków, a może potarganych włosów przeszkodziła Ruth w rozpoznaniu.
- Ja się tym zajmę, Severusie...
   Niski, lekko piskliwy głos, podobny do dźwięku przesuwania paznokciami po szkle.
  Istota chwiejnie przeszła pomiędzy czterema hufcami uczniów. Jednocześnie jej pielgrzymka była przepełniona swego rodzaju gracją. Każdy krok tej mrocznej persony ujawniał z łatwością korzenie sławnego, potężnego i magicznego rodu. Czarne kawałki sukni powiewały za postacią, niczym duchy zabitych przez nią osób.
- Bellatrix Lestrange... - powiedział Snape. Śmierciożerczyni właśnie zyskała imię. - Co cię tu sprowadza, o tak wczesnej porze?
    Istota wydała z siebie głośny pisk i skrzywiła usta w obrzydliwym uśmiechu.
- Czarny Pan kazał mi tutaj przybyć, aby, cóż, rozeznać się troszeczkę... Mam trochę pomniejszyć tą grupę... pierwszorocznych... - to słowo było wyjątkowo przesycone jadem. - ... i przypilnować tych z Listy Specjalnej... rozumiesz chyba?                        
    Dyrektor nie odpowiedział.
    Bellatrix podeszła do chłopca o nazwisku Potter. Był małym, niebieskookim herubinkiem. W jego oczach było widać strach, a jego szczęka lekko drgała. Mimo to jedenastolatek nadal stał wyprostowany,  próbując stworzyć pozory dzielnego chłopca.
   Gdy Bellatrix stała w odległości około metra od Briana, powiedziała:
- Podnieś głowę...
   Po jego policzku prześlizgnęła się jedna łza.
- Usiądź na tym krześle, załóż grzecznie Tiarę i zaraz wszyscy tutaj zobaczymy do jakiego domu masz należeć...
   Wszyscy Śmierciożercy w Wielkiej Sali zaśmiali się tak, jakby słowa Bellatrix były bardzo dobrym żartem. Oczywiście, wszyscy oprócz Severusa.
   Mały Potter usiadł na krześle. Po chwili czekania, która dla wszystkich wydawała się wiecznością, Tiara prawie wykrzyczała nazwę jednego z domów Hogwartu. Bella pokazała stłumiła śmiech wkładając język między zęby.
 - Slytherin... - Lestrange popatrzyła na uczniów Domu Węża. - Chyba nie pozwolimy, aby to plugawe nazwisko bezcześciło dom Czarnego Pana...
   Bellatrix uderzyła chłopca w policzek. Wzięła do ręki różdżkę, którą do tej pory chowała za paskiem. 
- Trzeba natychmiast zlikwidować ten problem... CRUCIO!
   Czerwony błysk ugodził Briana w klatkę piersiową. Przez chwilę Potter próbował opierać się sile zaklęcia, lecz jego słabe ciało dziecka nie było nigdy wystawione na takie tortury.
   Brian upadł na ziemię jak szmaciana lalka. Zanim jeszcze chłopiec otworzył oczy, Bellatrix rzuciła nowe zaklęcie. Tym razem turkusowa zorza zawirowała wokół Pottera, nie wyrządzając mu żadnej krzywdy. Smuga powróciła do różdżki Bellatrix.
- Możesz się cieszyć, że masz czystą krew, plugawy psie... Jednak trzeba cię gdzieś przydzielić... Pomyślmy... - Śmierciożerczyni popatrzyła na uczniów czterech domów. - Potterowi dobrze będzie w Gryffindorze... Wstań w końcu z tej podłogi... CRUCIO! Już! Wstawaj!
  Chłopiec walcząc z bólem po drugim zaklęciu wstał. Bellatrix przesunęła różdżką po szacie Briana w miejscu, w którym miał się znajdować herb domu. Znak Gryffindoru pojawił się na szacie Pottera, wraz z jego imieniem. Ale Bella nakreśliła jeszcze jeden kształt na jego szacie. Pod herbem znajdował się mały, ale jednak dobrze widoczny z daleka czerwony krzyżyk.
- Ceremonia została zakończona. - powiedział Snape. - Bellatrix, odprowadź uczniów z Listy Specjalnej...

***

Razem z Bellatrix z Wielkiej Sali wyszli uczniowie, którzy mieli na szatach litery ''L.S.'' . Było ich dwudziestu, z czego trzynastka była Ślizgonami, czwórka Krukonami, dwójka Puchonami i jedna Gryfonka. To znaczy, nie było żadnego Gryfona. Był tylko lew w skórze węża.
   Bella prowadziła gromadę w stronę dormitorium Krukonów. Ruth była w tej części zamku tylko raz - gdy podczas wakacji poszukiwała kryjówek i korytarzy, niewidocznych nawet na Mapie Huncwotów, którą Ruth miała kiedyś okazję przypadkiem obejrzeć.    Wielkie kawałki ścian i balustrady dosłownie ustępowały drogę Bellatrix, wracając potem do swoich poprzednich miejsc spoczynku, a gdy przed kimś znajdowała się dziura w podłodze, jakaś niewidzialna siła pozwalała przejść uczniom bezpiecznie po podłodze.
- Dyrektor Snape osobiście zaczarował cały zamek, aby uczniowie i nauczyciele noszące nazwiska które znajdują się na Liście Specjalnej mogli spokojnie przechodzić korytarzami. - Ruth nie mogła zrozumieć, dlaczego Bellatrix była taka opanowana po rzuceniu Zaklęcia Niewybaczalnego na jedenastolatka. - Od dziś wasze dormitorium znajduje się w dawnym dormitorium Krukonów, ponieważ zostało najmniej zniszczone. Dormitorium Krukonów jest teraz w dormitorium Gryfonów, a Gryfoni muszą się pomieścić razem z Puchonami. - tutaj Śmierciożercy prawdopodobnie pozwoliła sobie na uśmiech. - Ja miałam się tutaj pojawić dopiero jutro, ale Czarny Pan mianował mnie waszym opiekunem i wysłał mnie tu, abym zawiadomiła was o czymś. Jutro nie pójdziecie na lekcje z resztą uczniów. Jutro odbędziecie podróż do Riddle Manor. On chce zobaczyć wasze twarze... - wszyscy dokładnie rozumieli, kim jest "On". - Wybrani... Tak was nazwał. Te dwie srebrne litery zmienią wasze życie. Jesteście teraz zupełnie inaczej oceniani. Nie musicie przychodzić na lekcje, ani nadrabiać zaległości, jeśli nie chcecie. Możecie brać tyle jedzenia z kuchni, ile zechcecie, a w Skrzydle Szpitalnym zawsze znajdzie się dla was miejsce. W waszych szafach znajdują się wyjściowe ubrania, a skrzaty domowe jutro wyszukują was do wyjścia. Teraz pozostaje mi tylko wpuścić was do pokoi. 
   Grupa stanęła przed wielkimi, drewnianymi drzwiami z kołatką w kształcie orła. Mosiężne zwierze poruszyło dziobem, z którego wydobył się dźwięk bardzo podobny do ludzkiej mowy.
- Jeśli chciałbyś w zbiorze 23 ksiąg z zaklęciami odnaleźć zdjęcie rodzinne, to gdz...
- Jad węża. - odpowiedziała Bellatrix, uciszając ptaka.
   Kołatka przestała mówić i wpuściła Wybrańców do Pokoju Wspólnego. Na suficie okrągłego pomieszczenia namalowano nocne niebo. Na ścianach zostały zawieszone srebrne i granatowe płaty materiału. Po obu stronach pokoju znajdowały się małe i półokrągłe pokoiki-biblioteczki wbudowane w ściany, a także drzwi prowadzące do dormitorium. Trzy duże, półokrągłe  okna pokazywały boisko do Quidditcha i błonia zatopione we mgle. Ruth poszła za Krukonkami do pokoju dziewcząt. Na suficie i ścianach wisiały baldachimy w pastelowych kolorach. Łóżka i szafy zostały postawione w półokrągłych wnękach. W tym pokoju znajdowało się tylko jedno okno i pięć drzwi prowadzących do łazienek. Torba Ruth została położona na najdalej położonym od drzwi łóżku.
- Jak myślicie, czy ten chłopiec jeszcze oberwie za swoje nazwisko? - powiedziała głośno blond-włosa Ślizgonka
- Oczywiście że tak, Nicole. Jak on śmiał wsiadać do Hogwart Expressu...
   Czarne włosy, mopsia twarz, wysokie decybele. Ruth rozpoznałaby tą personę nawet na końcu świata. Na szczęście, ta persona nie rozpoznałaby Ruth, podobnie jak reszta zgromadzonych w pomieszczeniu dziewczyn. Lata chowania się w bibliotece w końcu się na coś przydały. Ruth mogła rozpocząć nowe życie. Jeśli chciała pomóc Zakonowi choć w jednej milionowej tak jak ojciec, musiała przypodobać się ludziom blisko Voldemorta. A prawdopodobnie siedziała właśnie w pokoju z przyszłymi Śmierciożerczyniami. Jeśli wchodzisz między wrony, musisz krakać jak i one.
- Zgadzam się z tobą, Pansy, jeśli mogę mówić ci po imieniu. - powiedziała Ruth. - Jeśli już nosi to plugawe nazwisko, to niech przynajmniej nie zjawia się w Hogwarcie. Dość już mamy wrogów Sami-Wiecie-Kogo...
- Słusznie. A... Czekaj, kim ty właściwie jesteś? Slytherin? Nie widziałam cię dotąd w Pokoju Wspólnym...
- Racja... Rzadko zatrzymywałam się tam na dłużej. Pozwól że się przedstawię... - Ruth wstała z łóżka, kilkoma krokami przebyła drogę do Pansy i wyciągnęła swoją dłoń. - Jestem Ruth Raven, pełnoletnia w świecie czarodziei, czysta krew. Przepraszam, że zwracam się tylko do jednej z was, ale przez te wszystkie lata zauważyłam, że to Pansy jest waszą, jakby to ująć, przywódczynią.
- No, no, no... - Pansy uśmiechnęła się prawie życzliwie. - Mówi na wstępie same najważniejsze informacje, jest ze Slytherinu, niegłupia... Witam w domu. 
- Dziękuję... - Ruth odwzajemniła uśmiech. - A teraz, jeśli pozwolicie, chciałabym się udać w Objęcia Orfeusza, jakkolwiek głupio to zabrzmi. Chciałabym się dobrze wyspać przed jutrzejszym dniem.

wtorek, 23 września 2014

Prolog

W murach Hogwartu echem odbijały się kroki osoby, która pierwsza opuściła różdżkę nad zimnym ciałem Albusa Dumbledora. Brązowowłosa dziewczyna jednym mocnym pchnięciem otworzyła drzwi prowadzące do gabinetu najbardziej znienawidzonej przez uczniów osoby w zamku. Jedna, mała łza spłynęła powoli z policzków dziewczyny na kamienną posadzkę.
- Dlaczego... - z jej gardła wydostało się przepełnione smutkiem słowo.   Czarodziej w swoich nieśmiertelnych, czarnych szatach odwrócił powoli głowę.
- Dlaczego go zabiłeś... Dlaczego... ? - z trudem dokończyła dziewczyna.
    Czarne oczy Severusa Snape'a były skupione na płaczącej. Niewiarygodne, jak bardzo była do niego podobna...
- Zawsze się zastanawiałem, dlaczego nie zostałaś przydzielona do Ravenclawu... - powiedział swoim zwykłym, chłodnym głosem Snape. - Jesteś taka mądra... Ale proszę, nie płacz. Nie lubię gdy płaczesz...
- Dlaczego... - powtórzyła pytanie.    Severus omiótł wzrokiem całe pomieszczenie, jakby szukał pretekstu do zakończenia rozmowy.
- Jak się domyśliłaś?
- Jesteś jedyną osobą, która mogłaby czegoś takiego dokonać. Co prawda, każdej nocy, od chwili gdy powiedziałeś mi kim jesteś, dręczy mnie koszmar o twoim Mrocznym Znaku. Jednak wiem, że nie zabiłbyś nikogo bez przyczyny. Więc spytam cię po raz ostatni - Dlaczego?
- Ruthi... to nie jest takie proste...
- Nic nie jest proste...
- Nie zrozumiesz... Nie jestem jedyną osobą która mogłaby to zrobić... teraz...
   W oczach dziewczyny pojawił się strach. Coś, co nie miało nigdy zagościć w jej sercu. Coś, czego miała się wystrzegać i coś, czego nie miała prawa czuć.
- Śmierciożercy... jak się tu dostali?
- Młody Malfoy miał naprawić Szafę Zniknięć i... zabić. Ja miałem tylko pozyskać zaufanie Voldemorta... Składałem Wieczystą Przysięgę, że będę chronić Dracona... Nie miałem wyboru... To było planowane od dawna...
      Szesnastolatka zamknęła na chwilę oczy, aby móc pozbierać nadmiar myśli. Kilka razy nabrała do płuc nasycone oparami po eliksirach powietrze.
- Są tu... Tak?
- Tak...
   Otarła dyskretnie kilka łez.
- Chcesz mnie im przedstawić. Prawda..? Chyba, że chcesz mnie trzymać w ukryciu przez następne szesnaście lat...
  Przez chwilę strzała współczucia była bardzo blisko od kamiennego serca nauczyciela. Jednak tłustowłosego dupka z lochów nie zawsze da się zestrzelić, a stare, skryte w sobie nietoperze zawsze pozostaną tylko starymi, skrytymi w sobie nietoperzami.
- To będzie konieczne, Ruth. Nie możesz przecież się tu ukrywać całe wakacje. Tu będą Śmierciożercy. - nauczyciel wlepił wzrok w podłogę. - Od września Hogwart nie będzie już taki sam. Nie będzie już takich samych nauczycieli... Lekcje nie będą wyglądać tak samo... Szkoła będzie się rządzić innymi prawami... Mam do ciebie prośbę: Spakuj swoje rzeczy, a gdy w szkole nie będzie innych uczniów, pójdziesz do dormitorium Ślizgonów, rospakujesz się i znajdziesz jakaś Ślizgońską szatę. Swoją schowasz. Od dzisiaj nikt nie może się dowiedzieć o tym, że jesteś Gryfonką. Zrozumiałaś?
- Tak... Tak, tato...
   Odwróciła się na pięcie i wyszła z gabinetu. Udała się do jej ulubionego miejsca w zamku - na schody prowadzące do jednej z wierz, do której już od dawna nikt nie przychodził. Pozwoliła aby światło wchodzącego słońca ześlizgiwało się po mokrych śladach łez na jej twarzy.
    Ten stary nietoperz dał jej fałszywe nazwisko - Raven, aby mogła wtopić się w tłum innych uczniów Hogwartu. Dał jej także zwykłe imię - Ruth, które nosiła co piąta dziewczynka w mugolskim świecie. Dawał jej wszystko czego potrzebowała. Fizycznie. Nie dawał jej miłości, zrozumienia i informacji. Severus Snape chciał bowiem za wszelką cenę chronić swoją jedyną córkę. Uważał, że jeśli nie powie on Ruth wszystkiego o niej, o nim, i o jego przeszłości, Voldemort nadal będzie uważał Snape za swojego oddanego sługę. Ruth czasem popadała w zadumę ''Co-By-Było-Gdyby-Wiedziała'', i po bardzo długich konsternacjach zawsze popierała ojca. Im mniej wie, tym dłużej będą bezpieczni.
  Jednak jakaś cześć dziewczyny chciała poznać odpowiedzi na pytania, których nigdy nie zadałaby ojcu. Teraz wszytko miało się zmienić. Zostanie przedstawiona Voldemortowi i Śmierciożercom. Będzie musiała ukryć swoją Gryfońską duszę w skórze Ruth Snape - wrednej i samolubnej Ślizgonki. Stanie się taka jak ojciec - będzie dusić w sobie każdy uśmiech, straci poczucie bezpieczeństwa, o które i tak trudno, będzie wiecznie grać, aby przetrwać. Ile będzie mogła ciągnąć to przedstawienie?